sobota, 26 lutego 2011

Zróbmy sobie dobry dzień.


 Piąta rano i dźwięk budzika ryczący w telefonie.Zrywam się szybko, wyciszam go.Myślę o tym, żeby jeszcze przez chwilę poleżeć przy Tobie, poczuć twoje ciepło, twój oddech, ukryć się pod kołdrą  w ten mroźny zimowy poranek.Jeszcze chwila...pięć minut....chociaż pięć minut...kolejny raz wyłączam drzemkę.Próbuje się przełamać i zwlec z łóżka, co udaje się dopiero po kilku próbach.Wstaję, robię szybką rundkę do łazienki z ciuchami pod pachą i  w miarę ogarnięta udaję się do kuchni żeby przygotować śniadanie do pracy.Kawa czy herbata?- zastanawiam się chwilkę.Herbata.Kawa będzie w pracy - wypita spokojnie na rozgrzewkę i ostatnie dobudzenie.Nie lubię herbaty, ale nie można pić tylko kawy. Wyjątkiem jest earl grey albo zwykła z cukrem i cytryną.Taką lubię - szczególnie gdy piję ją z tobą.
 Szykuję się spokojnie bez pośpiechu i myślę jaki będzie ten dzień.Męczący i długi - to pewne, ale postaram się o to, by minął w miarę szybko i spokojnie -  dla nas obojga.
 Z pokoju słyszę twój niespokojny oddech i lekkie pochrapywanie.Jakbyś znów miał złe sny...Wchodzę po cichu, żeby cię nie obudzić i otulam delikatnie kołdrą.Przewracasz się na bok i w półśnie muskasz moją  dłoń -  delikatnie, lekko, jakbyś chciał powiedzieć - nie jedź, zostań.
 Zaglądam do dzieci - śpią spokojnie.Okrywam kochane ciałka kołdrą bo strasznie się wiercą i zrzucają wszystko, co się da.
Mam jeszcze trochę czasu.Siadam w niebieskim pokoju ze szklanką gorącej herbaty i akcesoriami do makijażu. Trzeba jakoś  wyglądać -  ukryć zmarszczki, zamaskować wory pod oczami, żeby nie straszyć o poranku. Włączam muzykę na you tube - chcę dobrze i pozytywnie zacząć ciężki dzień.Pierwsze na liście to "Dzień kapitulacji"SDM - u. Utwór dość osobliwy. Mnie , póki co, bardzo bawi:):

Jeszcze stawiasz zaciekły opór czterdziestoletnia

za wszelką cenę się nie dać wygryźć z młodości.
Coraz ciężej ci wtłoczyć się w amerykańskie jeansy,
maseczki z trudem zastępuja młodą skórę.

Aż przychodzi dzień, że kapitulujesz,
stajesz rano przed lustrem blada,
uważnie badasz palcami swoje policzki
i postanawiasz nagle nie robić od dziś makijażu.

Być może płaczesz wtedy patrząc martwo
na białą flagę swojej twarzy.


Jeszcze stawiasz zaciekły opór czterdziestoletnia
za wszelką cenę się nie dać wygryźć z młodości.

Zastanawiam się, kiedy będzie mój dzień kapitulacji...:)
Ostatnie chwile przed wyjściem na dworzec, spojrzenie na ciebie, delikatny dotyk, pocałunek.Muśnięcie dłonią szorstkiej, nieogolonej twarzy.
- Kochanie, ja już wychodzę, kocham cię.
- Mhm...leć...wracaj szybko...
Ubieram się, włączam zetkę, odcinam się od świata i energicznie maszeruję.W głowie mam potok myśli i morze słów, które chciałabym ci powiedzieć, ale wiem, że zaczęłabym się powtarzać.Tak bardzo nie lubię zostawiać cię samego, tak bardzo nie lubię być sama.Kiedyś było inaczej,kiedyś wszystko wyglądało inaczej a teraz...Dostałam druga szansę -  to tak, jakby dostać prezent od losu, albo nowe życie.Teraz czuję się za was bardziej odpowiedzialna niż kiedykolwiek, czuję się bardziej potrzebna i doceniana.Sama też doceniam to, co mam, to, czego nie pozwoliłeś mi stracić. I pal licho te 12 godzin, które są przede mną.Przecież muszę dać radę, prawda?Przecież wrócę.

Bo jak nie wracać do tych, których się kocha i którzy kochają mnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz