Dziś jest chyba ten dzień kiedy moja nadzieja umarła.Pamiętam, jak mówiłeś mi, że jeśli ja stracę nadzieję, jeśli ja przestanę wierzyć, jeśli ja opadnę z sił to już będzie koniec...może miałeś rację, a może ja tak bardzo w to uwierzyłam, że zamieniłam to nieświadomie w rzeczywistość?
Zabija mnie smutek, poczucie winy, brak porozumienia, bezsilność, brak wiary w to, że mogę coś zmienić.Nie mam siły tłumaczyć dlaczego myślę, tak jak myślę i słuchać że nic nie rozumiem, że nie czytam, że nie słucham,że nie pamiętam, co się do mnie mówi, że mam wszystko gdzieś...że źle odbieram i że jestem jaka jestem...
Wydawało mi się, że się starałam, że chciałam, żeby było inaczej,że chciałam podnieść nas oboje i sprostać pokładanym we mnie nadziejom...wydawało mi się, że już może być tylko lepiej...wydawało mi się...
Wydawało mi się, że pewne rzeczy możemy interpretować po swojemu, bo przecież tak bardzo różnimy się od siebie i jeśli odbieramy coś w taki właśnie, a nie inny sposób, a to nie jest słuszne i zgodne z intencją nadawcy, to wystarczy to wyjaśnić, a nie wściekać się, że coś się źle odbiera...
Wydawało mi się, ze każde z nas może być szczere i że każde z nas może liczyć na zrozumienie...Dziś straciłam siłę na cokolwiek...a nadzieja prysnęła jak bańka mydlana...nie mam siły dalej pisać...
Dziś chciałabym zasnąć i nie obudzić się nigdy więcej...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz