Do tej pory nie wiedzieliśmy ile radości może dać proste puszczenie muzy na full, olanie grzmiących sąsiadów i wykonanie kilku setek wygibasów przypominających taniec.
Wziąłem ją potańczyć, ona wzięła mnie potańczyć było super, lekko zwiewnie i powiewnie, erotycznie bez pozerstwa bez masek. Leczyliśmy nasze rany tańcem, zwykłym szalonym tańcem.
Taka bliskość w trudnych chwilach jest niezbędna! Wręcz wymagana, niestety wymaga wiary zarówno w samego siebie dla każdego z nas jak i wiary w to co chcemy zbudować. Ten wieczór, gdy szaleliśmy na domowym parkiecie zbliżył nas do siebie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Byliśmy tylko my i muzyka, w której dźwiękach bez słów wyznawaliśmy sobie miłość i dokonywaliśmy rachunku sumienia, przepraszaliśmy samych siebie za czas, który minął i błogosławiliśmy chwilę obecną. Żadne z nas nie chciało by się skończyła...
Obiecaliśmy sobie, że nasze nowe życie będzie wyjątkowe i takim chcemy je uczynić, nawet gdybyśmy musieli je w całości przetańczyć.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz